Szkoła bycia pro-vie, albo: w jaki sposób 2+2 może być równe 70?

School of saying yes to human life

École de dire oui à la vie humaine

„Według chrześcijańskiego rozumienia rzeczywistości los całego stworzenia wpisuje się w misterium Chrystusa, który jest obecny od początku wszystkich rzeczy: «Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone» (Kol 1,16). Prolog Ewangelii św. Jana (1,1-18) ukazuje stwórcze działanie Chrystusa jako Słowa Bożego (Logos). Ale prolog ten zaskakuje z powodu stwierdzenia, że to Słowo «stało się ciałem» (J 1,14). Jedna z Osób Trójcy Świętej weszła w stworzony wszechświat, łącząc z nim swój los aż po krzyż. Od początku świata, ale w sposób szczególny od wcielenia, misterium Chrystusa tajemniczo działa w całej rzeczywistości naturalnej, nie ograniczając jednak jej autonomii”.

Ojciec Święty Franciszek, Encyklika «LAUDATO SI'». W trosce o wspólny dom, Kraków 2015, s. 65.

Content marketing tematyczny

Content marketing dla Ciebie

Uprzejmie informuję, że ta witryna miejscami zawiera treści trudne dla osób, które nie ukończyły 18-tu lat (chodzi o trudność z powodu obiektywnej drastyczności niektórych przedstawianych tu zagadnień, a także trudność natury intelektualnej, której pokonanie wymaga starszego wieku, żeby niepotrzebnie nie zabłądzić w fałszywe mniemania). Kto trafił na tę moją witrynę, a ma lat mniej, proszę, żeby może zapytał Mamy lub Taty, czy wyraża zgodę dla Małoletniej lub Małoletniego na czytanie zawartych tu treści. Dodatkowo uprzejmie informuję, że choć tworzę moją Szkołę bycia pro-vie dla wszystkich ludzi dobrej woli, wcale nie ukrywam, że jestem praktykującą katoliczką, co jest wyraźnie widoczne w treści tego content marketingu.

Co najmniej dwa sposoby myślenia rzeczywiście ratują świat, przyrodę i także przecież finalnie nas, ludzi

Jeden usuwa tzw. ślad węglowy

(człowiek naprawia przyrodę usuwając szkodliwości, które aktualnie rzekomo czyni, choć tak naprawdę często jest to dla niego sytuacja zastana, ale przez mówienie mu, żeby usunął swój ślad węglowy, może czuć się winny; chociaż niekonieczne jest to fałszywe poczucie winy; trzeba tylko dokładniej się przyjrzeć własnym nawykom i ocenić we własnym sumieniu jaka jest na ten temat prawda; po takiej samoocenie i korekcie nadal usuwa 'szkodliwości, które rzekomo czyni', ale teraz już w poczuciu solidarności z innymi ludźmi, którzy też to robią; miło jest być w takiej globalnej społeczności ludzi dobrej woli)

Drugi usuwa... pustynnienie

(człowiek naprawia przyrodę w sposób, który nie obciąża go poczuciem winy za sytuację zastaną, ponieważ uważa, że to jest słuszna droga naprawy świata, ponieważ chce zrobić w życiu coś ewidentnie dobrego, ponieważ zależy mu na dobrym imieniu i ludzkim szacunku, a nawet podziwie)

To nie są koncepcje konkurencyjne, tylko „dopełniające”, które prawdopodobnie, jeśli zostaną wdrożone na dużą skalę, pewnie przyrodzie wystarczą. Przy powierzchownym oglądzie tych dwóch sposobów myślenia wydają się tym samym, gdyż cel jest taki sam. Ale jedna droga naprawcza neguje dużą część dziedzictwa ludzkości ("krowy, zwierzęta udomowione, wydychają ogromne ilości metanu, więc lepiej, żeby ich nie było w tych ilościach, które się produkuje aktualnie", "zostańmy wegetarianami, to uratujemy świat", "ograniczmy paliwa kopalne, gdyż tworzą smog, który nas zabija"), a druga zauważa, że problem jest zupełnie w innym miejscu naszego globu ("na tych obszarach, gdzie powinno być dużo tlenu właśnie zwierzęta pędzone przez ogromne połacie ziemi tworzą możliwość wzrostu roślin okrywających glebę, a jak wiadomo gleba z przeproszeniem goła tworzy ogromne ilości gazów cieplarnianych, więc na pewno nie byłoby dobrze zupełnie zaprzestać hodować bydło, żeby nie jeść mięsa w celu ograniczenia wydzielania tych gazów, gdyż jest to pewien mądrze ułożony porządek naturalnych rzeczy, w którym te zwierzęta są potrzebne", "trzeba/można policzyć skutek efektu cieplarnianego, który tworzą auta na paliwa kopalne, a także skutek tego efektu, który tworzą gleby bez roślinności").

Hipotezę, a właściwie pytania, które zadaję ja, też tu krótko przedstawię, gdyż mogą się okazać inspiracją do jakichś praktycznych, innych jeszcze rozwiązań, również naprawczych. Zadaję pytanie o to, ile gazów cieplarnianych tworzy człowiek, jak również zwierzę przerażone i utrzymywane w przerażeniu? Przez wojnę, przez smog, przez przemoc (przemoc na zwierzętach: przed i w czasie uboju, przez brak możliwości życia w dobrostanie), przez głód, przez decyzje popierające aborcje i przez społeczne tabu na całkiem niemało spraw. Następnie: jakiej duchowej rzeczywistości obrazem jest tzw. masowe wymieranie zwierząt? Czy nie jest przypadkiem obrazem tego samego (być może), czego obrazem (też być może) była pandemia? Czy nie jest akurat wymieranie zwierząt i tąpnięcie zdrowotnie ludzkości (koronawirusy, które dotąd nie były poważnym zdrowotnym zagrożeniem stały się bardzo niebezpieczne) poaborcyjnym, zaraźliwym przejawem atawistycznej rozpaczy stworzeń? Nowe tabu. Może więc dopiero trzy lekarstwa zapewnią pełny sukces naprawczy, a dwa jedynie przeważą przyrodę na stronę życia. Ta przeżyje, ale pozostanie do ratowania człowiek. Ludzie nie mogą siebie wykluczyć z procesu ratowania świata. Uwaga! Nie mogą w sensie moralnym! W tym też sensie, że włączenie (bierne) całej ludzkości w proces ratowania nas samych jest ratunkiem wreszcie i dla nas samych, a niedojrzały altruista naprawdę nie przeżywa.

Nikogo nie poświęcić dla sprawy, choć i tak wiadomo, że nie każdy dożyje swoich dni (tyle, ile powinien), ponieważ część z nas umrze za wcześnie wyniszczona ukrytym przerażeniem, ukrywanym najczęściej od dzieciństwa, jest na pewno słuszniejsze, niż poczynać bezmyślnie jakichś biednych nienarodzonych i następnie godzić się na ich aborcję, co musi tworzyć wewnętrzne konflikty w sumieniach i przysparzać nowego ukrywanego przerażenia, które, być może kumulowane, tworzy ogromne ilości gazów cieplarnianych. Niekoniecznie przez wydychanie, ale przez podejmowanie czynności odstresowujących na zbyt dużą skalę ("tylko wtedy będę w życiu szczęśliwy, jak zwiedzę dosłownie cały świat i to samolotem", "przepraszam, ale ja chcę prowadzić właśnie starego diesla"). Albo właśnie akurat też przez wydychanie, albo przez gorączkę lękową (jeden z przejawów tzw. somatyzacji). Z tego wyłania się taka podpowiedź: nasze biedne kochane oczywiście czworonogi z lękiem separacyjnym ("piesku, nie możesz się bać jak zostajesz sam na te 8 godzin dziennie, ponieważ ja naprawdę muszę iść do pracy, musisz się do tego przyzwyczaić", ale to nie zawsze jest możliwe; dość często trzeba uwzględnić psa ograniczenie na ten temat i przyjąć do wiadomości, że pies będąc naturalnie zwierzęciem sfornym, zostawiany w samotności na aż tyle godzin przez kilka lat, będzie cierpiał na taki lęk; psa bowiem trzeba się uczyć, z psem trzeba spędzać sporo czasu i to codziennie, psa trzeba głaskać, do psa trzeba mówić i z psem trzeba się bawić, do tego psa trzeba karmić, szczepić, szkolić, trzeba zapewnić mu możliwość ruchu zgodnie z jego cechami charakteru, kontakt z innymi psami, atrakcje na wakacje, a wcześniej szeroki zakres bodźców socjalizacyjnych, natomiast w całym jego życiu: dostęp do psiej służby zdrowia, gdyby potrzebował), przez to, że żyją krócej, gdyż pies żyje tylko kilkanaście lat, a nie kilkadziesiąt; mówią nam o naszym przerażeniu w następnych latach, jak ich już nie będzie. Właśnie to jest najnowsze i największe ludzkie przerażenie; jeszcze większe, niż lęk przed śmiercią, niż lęk przed leczeniem psychiatrycznym, niż lęk przed wojną.

Ależ to nie jest utopia! Co jest więc teraz utopią? "Niczego nam nigdy nie braknie, wszystkiego jest pod dostatkiem i niczego nie niszczymy, gdyż wszystko co robimy jest... naturalne, również śmierci z głodu i aborcje".

Informacja o plikach cookies

Cennik usług

Regulamin usług

Polityka prywatności

Napisz/Zadzwoń

Nowości 2023 w szkole bycia pro-vie

29 grudnia 2023 r.

Stacja pośrednia

Kto cierpi na cholesterol, z pewnością sięga czasem po margaryny ze statynami. Warto czytać skład takiej pomocy w tej walce, ponieważ nie jest to ewidentne dobrodziejstwo, a jedynie coś, co można określić stacją pośrednią w drodze do dietetycznego celu. Statyny rzeczywiście są dodane, ale ogromny winowajca w tej dziedzinie, olej palmowy, pozostaje. Jemy więc w jednej "potrawie" dobre i niedobre. Niektórzy w taki właśnie sposób rozumieją... zrównoważenie. Tymczasem to za mało. Docelowo powinno być takie 'wszystko': nieszkodliwe, dobre i bardzo dobre.

Dobre i złe wymaga, żeby więcej było dobrego, niż złego, ale to jak trzecia kawa o 8-mej rano, więc tabletka magnezu forte o 10-tej. Tak się da żyć, tylko mniej komfortowo, więc krócej; trzeba się zebrać i iść dalej (nie uciekać od myśli o własnej starości i własnym chorowaniu). Można powiedzieć, że mówię o poważniejszych nawróceniach, jeśli życie ma mieć smak i nie ma się znudzić. Warto zauważyć, że takie pośrednie rozumienie zrównoważenia jest charakterystyczne dla nałogowców. Pozostaje więc także w środowisku abstynentów (zwykle jest to środowisko przemieszane: tzw. trzeźwych alkoholików i pasjonatów trzeźwości). Nie trzeba z tego całkowicie rezygnować, gdyż ludziom, którzy pokonali chorobę alkoholową, może być za ciężko, jeśliby dołożyli jeszcze więcej postanowień.

Na polubienie własnego chorowania i własnej starości, najpierw tej zgodnej z wolą Bożą, a potem tej z dopustu Bożego, mamy ok. 5 lat. Dlaczego tyle? Dlatego, że tyle mniej więcej potrzeba, żeby się utrwaliły i zintegrowały nowe, odrobinę lepsze sposoby myślenia. Kto mi nie wierzy, a nie lubi szpinaku, niech zjada go czasem, ale przez pięć lat. Nie będzie musiał mi wierzyć, ale dowie się.

4 grudnia 2023 r.

Świeckość a ateizm, różnica

Chciałabym przypomnieć istotną różnicę co do następującej rzeczywistości: świeckość to coś innego, niż ateizm. Pierwsze dotyczy chrześcijańskiego laikatu, a także wszystkich ludzi dobrej woli, a drugie dotyczy społeczności wcale nie wierzących w Boga. Mylenie tych dwóch pojęć tworzy ogrom nieporozumień i problemów. Państwo świeckie nie jest państwem wyznaniowym (osoby duchowne, siostry zakonne, osoby życia konsekrowanego nie sprawują w nim władzy, czyli np. nie kandydują w wyborach do parlamentu), jego obywatele w większości prezentują mniej więcej ten sam światopogląd (ten sam obraz świata) proponując różne metody jego realizacji (proponując różne metody utrzymania przyjętego obrazu świata i pielęgnowania jego naturalnej ewolucji). Z kolei państwo ateistyczne usuwa moralność światopoglądu państwa świeckiego, a wprowadza własne normy, ale nie moralne tylko kulturowe, zazwyczaj relatywistyczne. Państwa tzw. ochrzczone, czyli takie, których władcy w przeszłości (w większości w pierwszym tysiącleciu po n. Chr.) wybrali dla siebie i dla swoich narodów kulturę chrześcijańską zachodnią taką mają strukturę duchową, a jest ona organiczna, czyli nie nadaje się do zmiany w tych ramach, które nakłada Dekalog (zmiana tych wartości czyni ewidentne i za duże szkody, okazuje się destruktywna), a innych ram nie ma (można powiedzieć metaforycznie: bocian nie nadaje się na wymianę jego skrzydeł, gdyż stanowią ramy jego natury, a innych nie ma). W państwie świeckim, tak samo jak w państwie katolickim wyznaniowym, inne religie stanowią mniejszość i na stałe korzystają z chrześcijańskiego obyczaju, który wyraża przysłowie 'Gość w dom, Bóg w dom'.

1 grudnia 2023 r.

Ale jeśli nie in vitro, to co?

Jeśli nie in vitro, to po kryzysie (on musi przyjść w takich wypadkach i zająć co najmniej 2-3 lata życia) radość, że para NIGDY nie popełni aborcji. Potem gruntowne przewartościowanie życiowych pragnień (tym się kończy każdy dobrze przeżyty kryzys w życiu osobistym czy małżeńskim). Następnie miłość małżeńska z najwyższej półki moralnej („nie tylko chcieliśmy począć własne potomstwo, ale też w równym stopniu zależało nam, żeby począć je w akcie małżeńskim; jeśli to się nie ma szans udać, ochronimy przynajmniej czystość naszego aktu małżeńskiego”), potem... może podróże, albo tworzenie rodziny zastępczej, dla dwojga, pięciorga, czy nawet dziesięciorga uratowanych przed aborcją dzieci zostawionych w Oknach Życia. Następnie, już na emeryturach, książka, która pewnie będzie książką roku, dobrze się sprzeda, ale tylko raz (tylko w jednym roku i tylko jedno wydanie), gdyż potem inne takie małżeństwo będzie chciało opowiedzieć swoją historię i zachęcić kolejne pary do odwagi w życiu małżeńskim i przyjęcia alternatywnej woli Bożej, jeśli nie udało się począć nowego człowieka z upragnionej fuzji własnych genów.

29 października 2023 r., niedziela

Wciąż wracam myślami do sprawy rozróżnienia przerwania ciąży (decyzji tragicznej, niechcianej, wymuszonej jakimś ciężkim zniewoleniem, w jakiegoś rodzaju niepoczytalności, albo w niezawinionej ciężko niewiedzy, że czyn jest skrajnie i bez wątpienia obiektywnie zły) od aborcji (decyzji świadomej i dobrowolnej). Można wykazać tę różnicę również na następującym przykładzie: małżeństwo, które płodzi niechciane dziecko, a następnie decyduje się na przerwanie ciąży z powodu braku chęci przerywania dobrze rozpoczętych karier zawodowych popełnia aborcję, ale 12-latka, która nieoczekiwanie zaszła w ciążę, a nie wie, że nie wolno przerywać ciąży, gdyż nie otrzymała edukacji katolickiej (nie chodziła na religię z woli jej rodziców), nie popełnia moim zdaniem aborcji, jeśli nie wie, że to jest zło moralne. Natomiast popełnia ją ten, kto sprawił świadomie i dobrowolnie to, że ona tego nie wie, jeśli jego motywem było zatajenie przed tą dziewczyną tej moralnej prawdy w celu doprowadzenia jej do decyzji o przerwaniu ciąży, gdyby jej się taka ciąża niechcący przytrafiła. Całkowity zakaz aborcji i kara (łagodna) za aborcję są potrzebne, żeby wyłączać autodestrukcję osób, które tego czynu się dopuściły. Brak kary za aborcję nie wyłączy tego "popędu śmierci" i utrudni skruchę, a więc też rozpoczęcie, po doświadczeniu rozpaczy, która przyjdzie wcześniej czy później, moralnie nowego życia. Jak przykładowo wyglądają tego typu rozpacze? Przykładowo: Dawno, dawno temu lekarz, który wykonywał aborcje zostawał... alkoholikiem, z powodu wykonywanych aborcji musiał wypić, żeby wykonać zabieg, a następnie musiał wypić, że zapomnieć co znów zrobił. Jak sobie nagle przypomniał, też musiał wypić, natychmiast.

8 października 2023 r., niedziela

Dlaczego moje okna są plastikowe?

— Dlatego, że w tym wypadku plastik miał pomóc na bardzo dużą skalę w ograniczeniu wycinki drzew.

— W takim razie dlaczego noszę plastikowe ciuchy, np. z poliestru?

— Pewnie dlatego, że nie zauważyłaś, iż można kupować ciuchy z recyklingu tworzyw typu pet, albo z tzw. tkanin ekologicznych, a bawełna przez pomyłkę stała się niemodna. Tylko ponadczasowy len cały czas dobrze wygląda.

— No to... dlaczego ty jesz mięso, choć nie chciałaś, a ja właśnie już nie.

— Przypuszczalnie dlatego, żeby zachować pokorę co do własnej nieomylności. Już od wielu lat jem dużo mniej mięsa, niż kiedyś.

— To nie koniec: Jeszcze chciałabym wiedzieć dlaczego...

— Poczekaj, na dzisiaj koniec, to niedziela. Powolutku poradzimy sobie z tą ekologiczną porażką.

— A jak sobie nie poradzimy?

— Poradzimy sobie, zobaczysz.

— Nie chcesz, żebym się załamała?

— Tak, nie chcę, żebyś wpadła w rozpacz. Ludzka rozpacz jest jeszcze gorsza, niż kryzys klimatyczny.

— Czy to znaczy, że okna plastikowe są jednak lepsze?

— Nie. To znaczy, że potrzebny jest następny krok, a potem następny, i następny, aż do skutku. To może zająć czas nawet dwóch lub trzech pokoleń, ale tylko wtedy, jeśli i my się nie wyłamiemy ze społeczności ludzi dobrej woli, gdyż bez nas 3-cie pokolenie po nas już może mieć za trudno, żeby się obronić przed rozpaczą. Plastikowe okna to sam początek myślenia o ekologii. Kiedyś będą zabytkiem. Teraz można zakładać plantacje drzew na drewno nadające się na stolarkę i wycinać drzewa np. 10-letnie, a nie 50-letnie. Pewnie to już jest robione.

2 października 2023 r.

Na stronie startowej tej witryny zamieściłam tematyczne ramy dla zagadnień, które będą poruszane w 'Szkole bycia pro-vie' w roku szkolnym 2023/2024. Bardzo proszę o przeczytanie tej informacji.

27 i 28 września 2023 r.

'Diagnoza i komisje lekarskie bez bólu' powinny trafić do programów wyborczych, czyli do polityki

Chodziłoby o eksperymentalny program, w którym uwzględnia się w równym stopniu zarówno ludzkie ciało soma, jak i psychikę (aktualnie mamy tylko certyfikaty „szpital bez bólu”), gdyż co najmniej dwie sprawy przykładowe widać od razu, a jest ich ogrom: 1. jeśli chodzi o ciało, można proponować pobieranie krwi tętniczej z palca w znieczuleniu miejscowym, gdyż aktualnie jest to zabieg wykonywany bez znieczulenia, a bardzo boli, 2. jeśli chodzi natomiast o psychikę, przydałaby się propozycja zobowiązania do odpowiedzi na skierowania lekarskie, które otrzymują pacjenci, np. na pilne skierowania do sanatorium (gdyż odmowa relacji przez brak odpowiedzi choremu lub jego najbliższym, jakiejkolwiek odpowiedzi, może prowadzić do przedwczesnej śmierci chorego, jeśli przez to poczuje się eliminowany ze społeczeństwa „nawet ludzi chorych”). Trzecia sprawa, nie wiem wcale co z tym zrobić: uważa się czasem ciężko chorych starszych ludzi za oszustów i naciągaczy, jeśli próbują sobie „załatwić” np. kartę parkingową (kartę tylko z tym jednym uprawnieniem, chodzi o prawo do zaparkowania na kopercie) w wieku 78 lat i więcej, po kilkunastu latach chorowania na ciężką postać POChP, która to choroba sprawia, że człowiek nie dusi się, jeśli nie chodzi, ale jeśli chodzi, dusi się, czego nie można uniknąć, jeśli musi się wybrać do apteki po leki dla siebie. W tym trzecim przykładzie chodzi o ból fizyczny i psychiczny w równym stopniu (duszenie się zawsze powoduje odczucie silnego lęku). To jest potrzebne, taka promocja następnych zdarzeń bez bólu, gdyż właśnie troska o osoby chore i starsze jest przepustką dla młodszych pokoleń do lepszego życia i pokoju. Nawet, jeśli rodzili się w latach 40-tych XX-go wieku, naprawdę nie są winni czasów, w których przyszli na świat!

Pomysł na ankietę

Czy pamiętacie, drodzy Uczestnicy naszej szkoły bycia pro-vie, akcję „rodzić po ludzku”?

Ta akcja miała miejsce w Polsce w 2-giej połowie lat 80-tych. Do tego czasu kobiety rodziły po pierwsze bez znieczulenia, po drugie tylko na leżąco, po trzecie często pękały, gdyż nie były w porę nacinane, po czwarte bez prawa asystowania męża, a także kogokolwiek bliskiego, a położnicy zdarzali się pijani i zdarzało się też to, że nieludzko przy tym klęli, ledwie żywe dziecko było matce natychmiast zabierane. W ogóle nie było mowy o tym, żeby je położyć na matki brzuchu, tylko więc mogła spojrzeć i ucieszyć się. Potem te kobiety niosły przez dalsze lata swojej młodej dorosłości traumy nie do wypowiedzenia, duszone w sobie, bez możliwości porozmawiania o tym, bez możliwości wypłakania się na ten temat. Bywało więc, że czasem jedynym wentylem emocjonalnego bezpieczeństwa okazywała się walka o osobistą wolność, a przynajmniej o poczucie osobistej wolności, co było możliwe "bezkarnie" tylko przez poparcie aborcji, co z kolei czynione w młodości i podparte skutkiem afektywnej ulgi zafiksowało się i źle się wypłaca na starość. Pierwsze rodzące po ludzku to już jest moje pokolenie (pokolenie, które teraz ma 50-60 lat). Powinnno się udać zrozumieć na większą jeszcze skalę, że trzeba być pro-life, żeby żyć szczęśliwie także na starość.

25 września 2023 r.

O sposobach poprawy wzajemnego zrozumienia

O sposobach poprawy wzajemnego zrozumienia

Człowiek duchowo zdrowy ('duchowy', czyli posługujący się wolną wolą i rozumem; 'zdrowy' tym razem w znaczeniu: kompletny) posługuje się sprawnie wiarą i rozumem, a także wybiera dla siebie często większe dobro, a mniejsze zostawia. Kto się posługuje samym rozumem, gdyż brak mu wiary, jest pozbawiony istotnej części siebie, jest kaleką, gdyż wolna wola bez wiary nie ma się czego chwycić tak, żeby to, czego się chwyta, okazywało się po jakimś czasie prób i błędów wreszcie przejmująco życiowe (zawsze robi się tylko mniej lub bardziej emocjonalne, a czasem uczuciowe) i przejmująco atrakcyjne (robi się tylko estetyczne, albo ewidentnie brzydkie, co nie jest zupełnie złe, gdyż ma smak prawdy). Pozostaje rozpoznać jako największą atrakcję: własne wreszcie zniknięcie (przez pomysł Z. Freuda na popęd śmierci) i kres własnego wypieranego cierpienia (przez brak wiary w życie pośmiertne). To my, którzy mamy i rozum i wiarę, jesteśmy duchowo cali i zdrowi, a tamci są raczej niepełnosprawni. Można przyłożyć szablon problemów osób fizycznie niepełnosprawnych i będzie dobrze widać jaka to nieprawdopodobna bieda, takie duchowe kalectwo, które polega na braku wiary. Na nas ciąży odpowiedzialność, żeby im pomóc zrozumieć coś więcej, jeśli to, że rozumieją mniej, prowadzi ich do zguby.

Ale jeśli my grzeszymy, jak sobie można poradzić samemu, żeby sięgnąć jednak po cnotę wiary? Można zrobić to samo, co zrobił Syn Marnotrawny, gdyż można uwierzyć tylko w to na początek, że przypowieść o Synu Marnotrawnym jest na pewno prawdą (prawdą o Bogu), a jeśli prawdą, oznacza ona to, że Pan Bóg ucieszy się na widok powracającego syna, który ewidentnie uczynił wiele złego, a teraz chce wrócić. I go ani nie potępi, ani nie wyrzuci wypominając co mu uczynił, ale przytuli, zapłacze wzruszony i wyda ucztę na jego cześć. Nie jest dobrze oczekiwać, że jakiś przypadkowy ksiądz-spowiednik tak się zachowa. Tu chodzi o coś innego. Ale o co dokładnie, trzeba odkryć we własnym życiu. Warto też pamiętać, że brak wiary może być zniewoleniem, a wtedy potrzeba uwolnienia. Zniewolenia jednak ujawniają się dopiero po rozgrzeszeniu, i to rzadko szybko, częściej na przestrzeni kilku lat. Zgody (w wielu sumieniach, niekoniecznie we własnym) na aborcje mogą prowadzić do wydarzeń wyglądających na nieszczęśliwe wypadki lub błędy, ponieważ ich skutkiem jest rozpacz na poziomie instynktu przetrwania (być może przejawia się ta rozpacz także w tzw. masowym wymieraniu zwierząt). To rozpacz "chce" umrzeć, więc ciągnie człowieka w kierunku samozagłady. Nie ma popędu śmierci, jeśli nie ma aborcji!, ponieważ prawdziwe poronienia można przeboleć, ale aborcji nie ma jak. Tylko w Bogu jest lekarstwo na rozpacz poaborcyjną!

Czyste sumienie na tematy związane z ludzkim życiem oznaczają skuteczną pomoc w profilaktyce chorób demencyjnych. Oczywiście w granicach możliwości genetycznych danego człowieka. Droga popędowa też ma przyjemny smak. Jak landrynki ze sztucznym miodem, jeśli ktoś lubi cukierki w gabinecie krzywych luster, gdzie czasem naprawdę coś wygląda zabawnie, więc nie wychodzi się od razu. Ale „Droga, Prawda i Życie” udostępnia smaki najlepsze (trzeba tylko nauczyć się smakować, a nie czekać aż napełni się żołądek, gdyż smak jest w smakowaniu, a nie w napiętych ścianach brzucha [napięte ściany brzucha nie smakują, ale cieszą; jednak tylko tych, którzy doświadczyli w życiu przejmującego odczucia głodu]), a ryzyko nie zagraża zbawieniu (uwolnieniu od zła, czyli od kłamstw, od zniewoleń, od różnego typu paraliży itd.), tylko jest ryzykiem cierpienia wynikającego z ludzkiej kondycji i prześladowań, co nie musi się wydarzyć każdemu na ogromną skalę, ale zwykle (w czasach pokoju) dzieje się w jakichś małych ilościach i nie czyni uszczerbku ludzkiej godności.

Jeśli chodzi o nas, katolików, nie jest prawdą, że jesteśmy seksualnie zahamowani, a nasza religia jest systemem kontrolującym nasze popędy. Gdybyśmy nie akceptowali ludzkiej natury, bluźnilibyśmy (twierdzilibyśmy, że Pan Bóg czyniąc człowieka, uczynił go źle), więc na pewno nie mamy tego typu problemów, choć czasem się to zdarza, gdyż co jakiś czas zdarza się w każdym środowisku, że ktoś ma tego typu kłopoty. Natomiast najbardziej cenimy właśnie otrzymaną łaskę wiary, więc pewne oferty świata rozpoznajemy jako ewidentne pokusy, gdyż dostrzegamy duże ryzyko, że mogą nas doprowadzić do zawinionego zwątpienia, jeśli skorzystamy, a nam zależy na tym, żeby naszą własną wiarę utrzymać w jak najlepszej formie. Inne oferty tegoż świata z kolei zagrażają naszej czystości stanowej; ale jeśli tylko pojawia się coś, co nie zagraża, zwykle z tego korzystamy. Kwestia więc osobistych hierarchii wartości w ramach naszych osobowości, a nie „ciągłe i bez powodu obrażanie się”, nas cechuje. A oprócz tego, każdy z nas popełnia czasem jakiś grzech (zwykle lekki, ale czasem ciężki), gdyż po prostu nie każdemu udaje się dotrzymywać 24 godziny na dobę wymaganych duchowych standardów. Ale wtedy korzystamy z sakramentu pokuty i pojednania, czyli wybieramy się do spowiedzi usznej, przyjmujemy przebaczenie do Pana Jezusa, zadośćuczyniamy i... żyjemy dalej. Następnie wierność bardzo nam smakuje, tzn. chcemy ją w życiu praktykować, a nie musimy, gdyż inaczej mielibyśmy grzech przeciw czystości.

24 września 2023 r., niedziela

Przed wyborami 2023 kilka spostrzeżeń o tzw. pojedynczym głosie przechodnim

To, co chciałam na ten temat dziś powiedzieć, mieści się na obrazku poniżej. Żeby go dobrze zrozumieć, trzeba zajrzeć do Wikipedii.

o pojedynczym głosie przechodnim

30 sierpnia 2023 r.

Kolejny rok w 'Szkole bycia pro-vie' będzie spojrzeniem na sprawy związane z ratowaniem naszej Planety

Papież pisze 2-gą część encykliki LAUDATO SI', dlatego myślę, że to dobry moment, aby zająć się małą pracą nad sobą w związku z rzeczywistą koniecznością ratowania naszej Planety. Choć jeszcze przed nami miesiąc wakacji, zachęcam do zastanowienia się już teraz co możemy zmienić w nas, żeby jeszcze wyraźniej włączyć się w to globalne dzieło wielu ludzi dobrej woli.

18 sierpnia 2023 r.

Prosta nauka wzięta z... komputerów

Otóż, komputery są pro-life. Dlaczego? Ktoś pewnie zapyta. Dlatego, odpowiem, że wystarczy jeśli braknie jednego znaku, a cała koncepcja jakiegoś misternie opracowywanego programu w ogóle nie działa. Tak samo świat, jeśli choć jednego człowieka nie ma, który na pewno miał być, to misterna koncepcja całości świata też nie działa, ale z jednym wyjątkiem: jeśli znów naprawdę ktoś się nawróci, Pan Bóg ma dla świata nową protezę. Takie nawrócenie może być bardzo proste: nie obwiniam Pana Boga za zło, które się dzieje w świecie i trwam w tym postanowieniu. Wiem, że ktoś powie, że Pan Bóg nas nie potrzebuje, gdyż jest Wszechmogący. Ale jest nami żywo zainteresowany. Upodobał Sobie.

26 czerwca 2023 r.

Dobrych wakacji!

17 kwietnia 2023 r., Tydzień Miłosierdzia

Chciałabym oczywiście sprostować informację zawartą we wczorajszej mojej notatce (patrz: poniżej): Otóż, Madagaskar nie był polską kolonią, ale jak byłam dzieckiem mówienie o tym, że „na pewno był” pocieszało nas, w pewnym sensie podobnie jak w czasach zaborów pocieszała nas twórczość Jan Matejki. Jak było naprawdę, można przeczytać m. in. w tym serwisie informacyjnym.

16 kwietnia 2023 r., 2-ga niedziela Wielkanocna, Święto Bożego Miłosierdzia

Można, nawet warto, zauważyć, że państwa, które kiedykolwiek w historii były kolonizatorami u siebie są przyjazne obcokrajowcom niejako siłą rzeczy (Hiszpania, Portugalia, Francja, Wielka Brytania). Inaczej sprawa wygląda w państwach, które były koloniami. O tych państwach, jeśli ktoś myśli, żeby do nich emigrować, potrzeba wiedzy na temat jak te kolonie powstawały. Czy były to kolonie opiekuńcze, czy wynikały z podbojów. Jeśli opiekuńcze (jeśli państwa skolonizowane były pod protektoratem), tubylcy albo są bezproblemowo wdzięczni za dar opieki, a kolonizatorzy stają się organiczną częścią swojej byłej kolonii, co widać dobrze w kulturze takiego państwa, albo są bezproblemowo wdzięczny za dar opieki, a teraz próbują stać już (na nowo, albo pierwszy raz w swoim życiu) na własnych nogach. Ciekawie na tym tle jawi się Polska, która była nękana podbojami aż do wieloletniego istnienia pod zaborami, ale która miała też kiedyś swoją kolonię na Madagaskarze, jedyną kolonię. Jeśli jakaś kolonia cieszy się wolnością od kolonizatorów tak bardzo, że to świętuje, trzeba to uwzględnić we własnych życiowych zamiarach i zapytać siebie jak się będzie w kraju swoich marzeń postrzeganym.

15 kwietnia 2023 r., sobota przed świętem Bożego Miłosierdzia

Bardzo zachęcam, żeby wybrać się do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie, przed Cudowny Obraz Pana Jezusa Miłosiernego, a także do przejrzenia dobrej książki o Bożym Miłosierdziu (dobra książka na taki temat musi mieć imprimatur), gdyż jest to temat na książkę właśnie.

25 marca 2023 r., Dzień Świętości Życia

„Oczywiście, że przeciwieństwem cywilizacji śmierci nie może być program nieodpowiedzialnego mnożenia ludności na ziemskim globie. Wskaźnik demograficzny musi być brany pod uwagę. Właściwą drogą do tego jest to, co Kościół nazywa odpowiedzialnym rodzicielstwem. Kościelne poradnie życia małżeńskiego uczą tego właśnie. Odpowiedzialne rodzicielstwo jest postulatem miłości człowieka, jest też postulatem autentycznej miłości małżeńskiej, bo miłość nie może być nieodpowiedzialna. Jej piękno zawiera się właśnie w odpowiedzialności. Kiedy jest odpowiedzialna, jest też prawdziwie wolna”.

Św. Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1995, s. 161.

3 lutego 2023 r.

Czy można powiedzieć, że depresja jest chorobą psychiczną i powiedzieć tym sposobem prawdę? Tak, można. Tylko, że nie każdej depresji to dotyczy. Jeśli pamiętamy, że zdrowie psychiczne to jakiś zbiór jakiś adekwatności, łatwo możemy zauważyć, iż nie każda depresja jest chorobą psychiczną. Która więc? Tylko ta, która okazuje się w diagnostyce psychiatrycznej jakimś rodzajem fiksacji (spastyczności) lub fobii. Jeśli rozważamy depresję jako chorobę psychiczną, roboczo dla zrozumienia na czym ona polega (w całości lub na jakimś z jej etapów), można ją wyjaśnić jako brak natręctw, w sytuacjach, w których powinny wystąpić jako adekwatności, czyli po jakiegoś rodzaju ukrytych formach przemocy; wtedy, jeśli pacjent nie korzysta z nadprzyrodzonych środków pomocy (nie jest ochrzczony, nie modli się i nie żyje łaską uświęcającą, nie był bierzmowany, jak również nie przystępuje regularnie ani do spowiedzi, ani do Komunii św. i nie korzysta z sakramentaliów), cierpi na depresję, którą uważa się za chorobę psychiczną. Depresję, żeby sprawdzić czy nie jest chorobą psychiczną diagnozuje się frustrując pacjenta w skali, która powinna wytworzyć przemijające drobne natręctwa. Dzieje się to tylko w warunkach szpitalnych i nie jest możliwe bez pisemnej zgody pacjenta na leczenie.

Z kolei my, katolicy, popełniamy często bardzo poważny błąd, choć rzadko go sobie uświadamiamy. Polega on na tym, że uważamy, iż mamy się nie lękać na co dzień, gdyż takie jest życzenie Pana Boga co do naszych standardów życia, a jeśli to się nie udaje, niektórzy z nas odchodzą, twierdząc, że nie potrafią sprostać tak trudnym wymaganiom. Podczas gdy jest inaczej: mamy przychodzić do Pana Boga (np. przed Najświętszy Sakrament) także wtedy, gdy odczuwamy różnego typu lęki, gdyż Pan chce nas uzdrowić mówiąc: „Nie lękajcie się”. Na dokładnie takiej samej zasadzie, jak Pan Jezus powiedział kiedyś talitha kum, czyli z bardzo pozytywnym skutkiem dla osoby, która te słowa usłyszała, w odpowiedzi na prośbę o pomoc, o uzdrowienie, czy nawet o wskrzeszenie.

7 stycznia 2023 r., sobota

Śmierć Emerytowanego Ojca Świętego Benedykta XVI zaprasza do refleksji nad życiem podobnym do życia św. Jana Ewangelisty, a wcześniej starca Symeona. Życie wzorcowe, życie jako przykład dany nam od Pana, że nie tylko tak pięknie żyć trzeba, ale iż naprawdę można żyć długo i to w miarę możliwości szczęśliwie. Choć z pewnością trudno jest mówić o wielkim szczęściu długiego życia, nawet przeżywanego całkowicie zgodnie z wolą Bożą, przy tylu nieszczęściach na świecie. Ale życie i śmierć Papieża Benedykta XVI-go to jest ta katecheza o życiu, której nie mógł nam podarować św. Jan Paweł II, gdyż Jego cierpienie było zbyt wielkie.

powrót do 'Nowości'