Szkoła bycia pro-vie, albo: w jaki sposób 2+2 może być równe 70?

School of saying yes to human life

École de dire oui à la vie humaine

„Według chrześcijańskiego rozumienia rzeczywistości los całego stworzenia wpisuje się w misterium Chrystusa, który jest obecny od początku wszystkich rzeczy: «Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone» (Kol 1,16). Prolog Ewangelii św. Jana (1,1-18) ukazuje stwórcze działanie Chrystusa jako Słowa Bożego (Logos). Ale prolog ten zaskakuje z powodu stwierdzenia, że to Słowo «stało się ciałem» (J 1,14). Jedna z Osób Trójcy Świętej weszła w stworzony wszechświat, łącząc z nim swój los aż po krzyż. Od początku świata, ale w sposób szczególny od wcielenia, misterium Chrystusa tajemniczo działa w całej rzeczywistości naturalnej, nie ograniczając jednak jej autonomii”.

Ojciec Święty Franciszek, Encyklika «LAUDATO SI'». W trosce o wspólny dom, Kraków 2015, s. 65.

Content marketing tematyczny

Content marketing dla Ciebie

Uprzejmie informuję, że ta witryna miejscami zawiera treści trudne dla osób, które nie ukończyły 18-tu lat (chodzi o trudność z powodu obiektywnej drastyczności niektórych przedstawianych tu zagadnień, a także trudność natury intelektualnej, której pokonanie wymaga starszego wieku, żeby niepotrzebnie nie zabłądzić w fałszywe mniemania). Kto trafił na tę moją witrynę, a ma lat mniej, proszę, żeby może zapytał Mamy lub Taty, czy wyraża zgodę dla Małoletniej lub Małoletniego na czytanie zawartych tu treści. Dodatkowo uprzejmie informuję, że choć tworzę moją Szkołę bycia pro-vie dla wszystkich ludzi dobrej woli, wcale nie ukrywam, że jestem praktykującą katoliczką, co jest wyraźnie widoczne w treści tego content marketingu.

Co najmniej dwa sposoby myślenia rzeczywiście ratują świat, przyrodę i także przecież finalnie nas, ludzi

Jeden usuwa tzw. ślad węglowy

(człowiek naprawia przyrodę usuwając szkodliwości, które aktualnie rzekomo czyni, choć tak naprawdę często jest to dla niego sytuacja zastana, ale przez mówienie mu, żeby usunął swój ślad węglowy, może czuć się winny; chociaż niekonieczne jest to fałszywe poczucie winy; trzeba tylko dokładniej się przyjrzeć własnym nawykom i ocenić we własnym sumieniu jaka jest na ten temat prawda; po takiej samoocenie i korekcie nadal usuwa 'szkodliwości, które rzekomo czyni', ale teraz już w poczuciu solidarności z innymi ludźmi, którzy też to robią; miło jest być w takiej globalnej społeczności ludzi dobrej woli)

Drugi usuwa... pustynnienie

(człowiek naprawia przyrodę w sposób, który nie obciąża go poczuciem winy za sytuację zastaną, ponieważ uważa, że to jest słuszna droga naprawy świata, ponieważ chce zrobić w życiu coś ewidentnie dobrego, ponieważ zależy mu na dobrym imieniu i ludzkim szacunku, a nawet podziwie)

To nie są koncepcje konkurencyjne, tylko „dopełniające”, które prawdopodobnie, jeśli zostaną wdrożone na dużą skalę, pewnie przyrodzie wystarczą. Przy powierzchownym oglądzie tych dwóch sposobów myślenia wydają się tym samym, gdyż cel jest taki sam. Ale jedna droga naprawcza neguje dużą część dziedzictwa ludzkości ("krowy, zwierzęta udomowione, wydychają ogromne ilości metanu, więc lepiej, żeby ich nie było w tych ilościach, które się produkuje aktualnie", "zostańmy wegetarianami, to uratujemy świat", "ograniczmy paliwa kopalne, gdyż tworzą smog, który nas zabija"), a druga zauważa, że problem jest zupełnie w innym miejscu naszego globu ("na tych obszarach, gdzie powinno być dużo tlenu właśnie zwierzęta pędzone przez ogromne połacie ziemi tworzą możliwość wzrostu roślin okrywających glebę, a jak wiadomo gleba z przeproszeniem goła tworzy ogromne ilości gazów cieplarnianych, więc na pewno nie byłoby dobrze zupełnie zaprzestać hodować bydło, żeby nie jeść mięsa w celu ograniczenia wydzielania tych gazów, gdyż jest to pewien mądrze ułożony porządek naturalnych rzeczy, w którym te zwierzęta są potrzebne", "trzeba/można policzyć skutek efektu cieplarnianego, który tworzą auta na paliwa kopalne, a także skutek tego efektu, który tworzą gleby bez roślinności").

Hipotezę, a właściwie pytania, które zadaję ja, też tu krótko przedstawię, gdyż mogą się okazać inspiracją do jakichś praktycznych, innych jeszcze rozwiązań, również naprawczych. Zadaję pytanie o to, ile gazów cieplarnianych tworzy człowiek, jak również zwierzę przerażone i utrzymywane w przerażeniu? Przez wojnę, przez smog, przez przemoc (przemoc na zwierzętach: przed i w czasie uboju, przez brak możliwości życia w dobrostanie), przez głód, przez decyzje popierające aborcje i przez społeczne tabu na całkiem niemało spraw. Następnie: jakiej duchowej rzeczywistości obrazem jest tzw. masowe wymieranie zwierząt? Czy nie jest przypadkiem obrazem tego samego (być może), czego obrazem (też być może) była pandemia? Czy nie jest akurat wymieranie zwierząt i tąpnięcie zdrowotnie ludzkości (koronawirusy, które dotąd nie były poważnym zdrowotnym zagrożeniem stały się bardzo niebezpieczne) poaborcyjnym, zaraźliwym przejawem atawistycznej rozpaczy stworzeń? Nowe tabu. Może więc dopiero trzy lekarstwa zapewnią pełny sukces naprawczy, a dwa jedynie przeważą przyrodę na stronę życia. Ta przeżyje, ale pozostanie do ratowania człowiek. Ludzie nie mogą siebie wykluczyć z procesu ratowania świata. Uwaga! Nie mogą w sensie moralnym! W tym też sensie, że włączenie (bierne) całej ludzkości w proces ratowania nas samych jest ratunkiem wreszcie i dla nas samych, a niedojrzały altruista naprawdę nie przeżywa.

Nikogo nie poświęcić dla sprawy, choć i tak wiadomo, że nie każdy dożyje swoich dni (tyle, ile powinien), ponieważ część z nas umrze za wcześnie wyniszczona ukrytym przerażeniem, ukrywanym najczęściej od dzieciństwa, jest na pewno słuszniejsze, niż poczynać bezmyślnie jakichś biednych nienarodzonych i następnie godzić się na ich aborcję, co musi tworzyć wewnętrzne konflikty w sumieniach i przysparzać nowego ukrywanego przerażenia, które, być może kumulowane, tworzy ogromne ilości gazów cieplarnianych. Niekoniecznie przez wydychanie, ale przez podejmowanie czynności odstresowujących na zbyt dużą skalę ("tylko wtedy będę w życiu szczęśliwy, jak zwiedzę dosłownie cały świat i to samolotem", "przepraszam, ale ja chcę prowadzić właśnie starego diesla"). Albo właśnie akurat też przez wydychanie, albo przez gorączkę lękową (jeden z przejawów tzw. somatyzacji). Z tego wyłania się taka podpowiedź: nasze biedne kochane oczywiście czworonogi z lękiem separacyjnym ("piesku, nie możesz się bać jak zostajesz sam na te 8 godzin dziennie, ponieważ ja naprawdę muszę iść do pracy, musisz się do tego przyzwyczaić", ale to nie zawsze jest możliwe; dość często trzeba uwzględnić psa ograniczenie na ten temat i przyjąć do wiadomości, że pies będąc naturalnie zwierzęciem sfornym, zostawiany w samotności na aż tyle godzin przez kilka lat, będzie cierpiał na taki lęk; psa bowiem trzeba się uczyć, z psem trzeba spędzać sporo czasu i to codziennie, psa trzeba głaskać, do psa trzeba mówić i z psem trzeba się bawić, do tego psa trzeba karmić, szczepić, szkolić, trzeba zapewnić mu możliwość ruchu zgodnie z jego cechami charakteru, kontakt z innymi psami, atrakcje na wakacje, a wcześniej szeroki zakres bodźców socjalizacyjnych, natomiast w całym jego życiu: dostęp do psiej służby zdrowia, gdyby potrzebował), przez to, że żyją krócej, gdyż pies żyje tylko kilkanaście lat, a nie kilkadziesiąt; mówią nam o naszym przerażeniu w następnych latach, jak ich już nie będzie. Właśnie to jest najnowsze i największe ludzkie przerażenie; jeszcze większe, niż lęk przed śmiercią, niż lęk przed leczeniem psychiatrycznym, niż lęk przed wojną.

Ależ to nie jest utopia! Co jest więc teraz utopią? "Niczego nam nigdy nie braknie, wszystkiego jest pod dostatkiem i niczego nie niszczymy, gdyż wszystko co robimy jest... naturalne, również śmierci z głodu i aborcje".

Informacja o plikach cookies

Cennik usług

Regulamin usług

Polityka prywatności

Napisz/Zadzwoń

Renata rozumie to tak

(w układzie: od tego co jej zdaniem najważniejsze)

Krzyż ChrystusowyWzór Świętych KościołaWykładnia przepisów prawaUnia Europejska a państwa członkowskie i ich praworządnośćLubienie ludzkiego ciała

Wyjaśnienie sensu tej podstrony: chodzi tutaj o to, żebym była lepiej rozumiana. Chodzi więc o przedzieranie się przez dwuznaczności i wieloznaczności, co jest charakterystyczne dla języka potocznego (takim się posługuję), a jeśli to okazuje się niemożliwe, o przedstawienie prawdy o tym, że coś nie jest takie proste, jak by może było życzenie, albo że czegoś nie można upraszczać za bardzo, gdyż ginie wtedy natura rzeczy. Musi więc być coś czasem pozostawione bez dopowiedzeń i w chwilowym pogodzeniu się z tym, że nic więcej zrobić czy wyjaśnić nie potrafimy. Tematy są z życia wzięte i nadają się do polemik, co ma zachęcić do tworzenia naprawdę interesujących treści. To także jest celem tego co piszę czy przedstawiam w 'Szkole bycia pro-vie'. Wszystkie akapity poniżej napisałam w 2020 roku i w 2021 do 14 sierpnia włącznie (dziś mamy właśnie tę datę w kalendarzu).

Krzyż Chrystusowy

1. Krzyż o uznanych formach i znaczeniach (najczęściej belka pionowa dłuższa, belka pozioma krótsza, na nim ciało Zbawiciela z  przebitym bokiem) w jego materialnym znaku, na którym umarł umęczony Zbawiciel (jedyny Zbawiciel człowieka i świata, jak naucza Kościół Katolicki), Jezus Chrystus, człowiek, który rzeczywiście żył na tej ziemi i cierpiał, dla naszego zbawienia, ok. 2000 lat temu; 2. rozumienie metaforyczne: cierpienia za wiarę (cierpienie prześladowań) lub w wierze (cierpienia dla zasług przed Bogiem) chrześcijan, a także wszystkich ludzi dobrej woli, którzy nie mają możliwości usłyszenia chociażby kerygmatu. „Sprzeciwia się więc wierze Kościoła teza o  ograniczonym, niekompletnym i  niedoskonałym charakterze objawienia Jezusa Chrystusa, które rzekomo znajduje uzupełnienie w  objawieniu zawartym w  innych religiach. Najgłębszym uzasadnieniem tej tezy miałby być fakt, że prawda o Bogu nie może jakoby zostać pojęta i  wyrażona w swej całości i pełni przez żadną historyczną religię, a więc także przez chrześcijaństwo, a  nawet przez Jezusa Chrystusa. Ten pogląd sprzeciwia się radykalnie dotychczasowym twierdzeniom wiary, według których w  Jezusie Chrystusie dokonało się pełne i  ostateczne objawienie zbawczej tajemnicy Boga” (Kongregacja Nauki Wiary, Deklaracja 'Dominus Iesus'. O  jedyności i  powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i  Kościoła, Poznań 2000, s. 10). Przykłady innych uznanych form krzyża, które też są krzyżem Chrystusowym, ale w jeszcze innym znaczeniu, przed udział w Mistycznym Ciele Chrystusa: krzyż św. Andrzeja; krzyż, na którym został umęczony św. Piotr; krzyże w odznaczeniach państwowych w państwie ochrzczonym, znak Tau w duchowościach franciszkańskich; krzyż oazowy; krzyż łaciński (krzyż Chrystusowy bez tzw. Pasyjki), krzyż grecki, krzyż unicki, krzyż prawosławny, krzyż maltański. Renata rozumie to tak: krzyż Chrystusowy w przestrzeni publicznej, czyli np. jak w Polsce (w Sejmie, w Senacie nie wiem czy mamy krzyż, w szkołach, na uniwersytetach, w szpitalach, przy drogach itp.) oznacza wciąż na nowo potwierdzany fakt historycznie przyjętego chrztu państwa, czyli przyjęcia chrześcijaństwa nie tylko prywatnie przez poszczególne osoby, ale oficjalnie przez władzę państwa. W Polsce taką decyzję o Polsce podjął w 966r. Mieszko I; taka decyzja jest nieusuwalna, ponieważ taka jest natura chrztu. Z decyzji tej wynika, że w takim państwie to chrześcijanie są u siebie, a wszyscy inni są goszczeni (powinni być goszczeni jak najlepiej, np. warto się dowiedzieć w jaki sposób król Kazimierz Wielki ugościł w Polsce Żydów, a także Jan Olbracht; Żydów, którzy uciekali przed pogromami, czyli byli uchodźcami, a w Polsce odnajdywali schronienie), a nie że wszyscy w Polsce (100%) muszą być katolikami, nawet nie powinno tak być, żeby wszyscy byli katolikami, ponieważ Kościół jest naturalnie misyjny, czyli każdy katolik chce co jakiś czas komuś ogłosić dobrą nowinę, a nie każdego stać na wyjazd. Można oczekiwać, że Krzyż Chrystusowy, ponieważ jest znakiem Zbawienia, jeśli umieszczony jest w przestrzeni publicznej, pomaga przez dosłownie nawet samą rzeczywistość jego zaistnienia w takiej przestrzeni, lepiej, szybciej, skuteczniej przezwyciężać jakieś zło, ponieważ jest znakiem Zbawienia, czyli uwolnienia od zła, często przez lepsze zrozumienie, przez większą łagodność, przez większy dostęp do prawdy; prawdy podawanej w ilościach, które się da znieść, a nie w ilościach, które człowieka rozwalają, jak np. billboardy ze zdjęciami abortowanego ludzkiego istnienia. Formę krzyża w odznaczeniach państwowych, gdybym miała wyjaśnić moje rozumienie takiej rzeczywistości, wyjaśniłabym tak: 'Jezus Chrystus, jedyny Zbawiciel człowieka i świata, odbarzył Cię łaską przeżycia i umiejętnością podejmowania bohaterskich decyzji, a Ty zdecydowałeś się z tych darów skorzystać i to jak najlepiej'. Krzyż Chrystusowy w pierwszym znaczeniu, jeśli tylko można na niego patrzeć, czyli jest umieszczony w polu widzenia ludzi, wszystkich zbawia od jakiegoś zła, choć w różnym stopniu, dosłownie każdemu kogo dusza może przyjąć choć odrobinę zbawczej łaski (kogo dusza nie jest w ekskomunice, kto nie jest w apostazji, kto nie ma grzechu przeciw Duchowi Świętemu [to jest jedyny grzech, którego Bóg nie może przebaczyć]) udziela się Jego zbawcza moc, także innowiercom, choć w dużo mniejszej skali, niż ludziom ochrzczonym. W taki sposób, że przykładowo przynajmniej wyrywa człowieka (konkretnych ludzi) ze szponów determinizmu, fatalizmu, ze źle ulokowanej wiary, od której wielu ludzi stacza się prosto w depresję lub w alkoholizm. To są niełatwo widoczne łaski, ponieważ sprawiają tylko tyle, że ktoś nie ma w całym swoim życiu samobójczych myśli, czyli nie dochodzi do zaistnienia jakiejś tragedii albo ta, która się wydarza jest dużo mniejsza. Chyba trzeba dodać, że w tym nie ma w ogóle magii, ponieważ Bóg nie zbawia przez magię, ale przez wiarę. Wyrzekamy się szatana i jego dzieł, a natychmiast potem odnawiamy akt wiary, wierzymy w Boga, a Pan Bóg wiarę, dosłownie przyjęty dar cnoty wiary, uznaje za wielką zasługę człowieka i zbawia przez wiarę. To więc jest dla nas wszystkich niebezpieczne co mąci w tej właśnie prawdzie. Dlaczego więc mówimy o ofierze Pana Jezusa Chrystusa? Dlatego, że zbawcze dzieło sięga wszystkich grzechów, czyli nawet magik, jeśliby się chciał nawrócić, znajdzie dla siebie takie zrozumienie jego cierpień na drodze oczyszczającej, że się utrzyma, dosłownie utrzyma, a nie potępi. W tych najtrudniejszych „rozrachunkach” do czego się przygotowujemy prawie całe życie, chodzi właśnie o to, żeby się w chwilach próby nie potępiać, ale uznać prawdę o Bożej dobroci, o Bożym przebaczeniu, choćby się w przeszłości zrobiło coś strasznego; tylko się trzeba z tego wyspowiadać. Dlaczego trzeba się wyspowiadać? Ponieważ Pan Jezus chciał, żeby tak było. (...); (notatkę tę napisałam 6 sierpnia 2020 r., RK).

góra strony

Wzór Świętych Kościoła

Jedną z tajemnic radosnych różańca jest tajemnica Ofiarowania NMP, czyli ten moment do rozważania, w którym Matka Boża, z Dzieciątkiem Jezus i św. Józefem, przyszła do Świątyni Jerozolimskiej, aby Dziecię Jezus przedstawić Bogu Ojcu, a za siebie i św. Józefa złożyć w ofierze parę gołębi, ponieważ takie były wtedy obowiązujące Ich przepisy prawa. Renata rozumie to tak: można dość łatwo uznać, że decyzja przyjścia do światyni z Panem Jezusem w tych okolicznościach była gruntownie przemyślana, ponieważ sytuacja Świętej Rodziny ze względu na to co się w Jej życiu dokonało była inna, niż każdej innej współczesnej Im rodziny. Oboje, Matka Boża i św. Józef, wiedzieli, że opiekują się oczekiwanym Mesjaszem. Całkiem prawdopodobne, że zastanawiali się, może nawet wiele godzin o tym rozmawiali, czy nie byłoby lepiej właśnie nie pójść do świątyni zgodnie z prawem i zwyczajem, ponieważ jeśli w ich domu zamieszkał Mesjasz, Pan wszelkiego prawa, to po co jeszcze iść do świątyni w celu ofiarowania pary gołąbków? Zdecydowali pójść. Jeśli tak, to w takim razie właśnie ta decyzja na pewno była najlepszą jaką można było podjąć w tamtych okolicznościach. Dla nas oznacza to, że Święta Rodzina wypracowała nam najlepszy standard życia społecznego; w sytuacji, kiedy to życie miało już ustalone godziwe prawo. Wybór większego dobra, czyli trzymanie się w łasce uświęcającej, albo – można też powiedzieć – unikanie grzechu, w cywilizacji chrześcijańskiej oznacza życie zgodnie z obowiązującym prawem, o ile jest ono wystarczająco godziwe i możliwe jest, żeby go nie kwestionować i/lub da się go zmieniać zgodnie z jego przepisami. W taki właśnie sposób, jeśli tylko chcemy, możemy szukać na wszelkie dostępne tematy tych najwyższych standardów, czyli dosłownie w życiorysach Świętych; osób, które Kościół prawnie uznał za wzór do naśladowania. Warto zauważyć, że najwyższe standardy mądrościowe dostępne są w nauczaniu i życiorysach doktorów Kościoła (notatkę tę napisałam 6 sierpnia 2020 r., RK).

góra strony

Wykładnia przepisów prawa

Wykładnia, czyli wyjaśnienie znaczenia, sensu, jak należy prawidłowo dany przepis prawa rozumieć. Istotne jest kto ma prawo do danej wykładni, czyli kto może wyjaśniać takie przepisy, a kto takie, a następnie jak trzeba lub można z danej wykładni jak najlepiej skorzystać. Wykładnia Trybunału Konstytucyjnego jest najwyższej rangi wyjaśnieniem znaczenia danych przepisów. Można powiedzieć, że jest to jakiś rodzaj 'posługi' mądrości. Jeśli się nie mylę, czyli jeśli rzeczywiście tak jest, problemem nie jest wykładnia Trybunału Konstytucyjnego, ale proponowane sposoby jej wykorzystania, które jeśli dotycząc przepisów aborcyjnych nie uwzględniają wszelkich okoliczności łagodzących (szoku, przerażenia, szantażu, braku wiedzy, braku naturalnej dojrzałości, problemów z psychiką, czasu potrzebnego na edukację w tym zakresie, braku dostępu do środków pomocowych, wykluczenia społeczne itd), są faktycznie nie do zaakceptowania, ponieważ są następną dużą krzywdą społeczną. Przydałoby się więc zastanowienie co dokładnie rozumieją nasze przepisy prawa pod pojęciem „aborcji”, czyli potrzeba w następnej kolejności wykładni prawnego pojęcia „aborcji” w obowiązujących w Polsce przepisach prawa: czy każde przerwanie ciąży, czy jednak inne sytuacje, czyli tylko świadome i dobrowolne przerwanie ciąży. Potrzeba co najmniej 10-ciu lat czasu na pouczenia w tym zakresie, potem czasu może kolejnych 10-ciu lat od pouczenia do asymilacji prawdy na ten temat. To by już było jak nic 20 lat, a potem można zastanawiać się nad jakimiś karami, np. jak już proponowałam na blogu, przez np. odebranie na jakiś czas czynnego prawa wyborczego lub wykonywania niektórych zawodów, czyli na pewno nie przez kary finansowe czy związane z pozbawieniem wolności, ponieważ karanie tego typu czynów powinno zawsze zawierać przestrzeń domniewywania błędu w uznaniu jakiegoś czynu za aborcję, jeśli znaczenie tego pojęcia dotyczy tylko czynów świadomych i dobrowolnych. To naprawdę jest osiągalne, ale nie da się tych tragicznych problemów załatwić natychmiast (19 listopada 2020 r.).

góra strony

Unia Europejska a państwa członkowskie i ich praworządność

Renata rozumie to tak: Wyjaśnię jak rozumiem tę sytuację na analogii: właściciele hipoteczni ('suwerenni') 20-tu domków jednorodzinnych ustalili, że chcą mieć administratora, co nie jest obowiązkiem, ale możliwością, z której warto skorzystać, ponieważ wynika z tego więcej dla nich korzyści, niż strat. Jednym z obowiązków administratora jest wypracowawanie zysku z powierzonych przez właścicieli pieniędzy, które po opłaceniu wszystkich należności pozostają do wykorzystania. Tak to się wszystko pomyślnie układa, ale w pewnym momencie administracja dowiaduje się, że w 5 administrowanych przez nią domkach doszło do rozwodów, ponieważ mężowie znęcali się psychicznie nad żonami. Jak administracja się o tym dowiedziała, oburzyła się na to znęcanie i postawiła warunek: albo żony otrzymają odszkodowanie za znęcanie się nad nimi psychiczne, albo oni nie będą już wypracowywać zysku dla tych właścicieli domków, w których była ta przemoc, a nawet w ogóle odłożą ich pieniądze do skarpety, żeby mieli stratę, ponieważ oczywiste jest, że powinni być ukarani. Czy to jest OK? Otóż, to jest nie OK. Nie można mieszać sofistyki do takich spraw. Oczywiście z tym zastrzeżeniem, że dobrze zrozumiałam sens weta Polski i Węgier, bo może chodzi o jeszcze coś innego. Warto zauważyć, że do tego wyjaśnienia nie można zastosować analogii z administrowania mieszkaniami w budynku wielorodzinnym z mieszkaniami własnościowymi, ponieważ takie mieszkania, choć także są własnością hipoteczną, z natury swojej nie są samodzielne (to jest skrót myślowy), mają części wspólne (nie mieszkania, ale dojścia do nich), które wymagają wspólnych decyzji i nakładów (infrastruktura budynku), ale taka analogia nadawałaby się z kolei do zobrazowania natury federacji. W Polsce (po przezwyciężeniu w latach 90-tych XX wieku wywłaszczeń z czasów po II wojnie światowej) jesteśmy wciąż na etapie autentycznego cieszenia się własnością prywatną (tu jest ogromna różnorodność; oczywiście chodzi w pierszej kolejności o własną własność prywatną, a dopiero w drugiej o wspólną radość ze 'znalezienia drachmy', co jest zagrożone wszędzie tam, gdzie przemęczenie i nadmiar obowiązków, a także brak funduszy na wykończenie zakupionego mieszkania, uniemożliwia zorganizowanie nawet parapetówki) i obrony (rzeczywistej lub edukacyjnej) swoich własności, począwszy od starania się o odzyskanie swojej pożyczonej kiedyś komuś książki (23 listopada 2020 r.). Sprawa tej radości jest zagrożona także w inny sposób: często osoby zatrudnione do sprzątania mówią o właścicielach mieszkań w domach wielorodzinnych, że to „lokatorzy”, tzn. nie zdają sobie sprawy, że są zatrudniani przez właścicieli mieszkań, ale myślą, że przez administrację, która jest właścicielem tych mieszkań, czyli kto w nich mieszka „z pewnością” jest tylko lokatorem, czego nie da się nie odebrać jako dosłownie policzek, jeśli się jest właścicielem własnego mieszkania. Na pewno nie robią tego świadomie (nie ma w tym woli czynienia czegoś złego), ale właśnie z braku wiedzy na temat takich różnic: dawniej były tylko mieszkania lokatorskie, a administracja była państwowa, a teraz są mieszkania lokatorskie z prywatną administracją oraz własnościowe z obowiązkową administracją, przy czym administratorem może być nawet ktoś ze wspólnoty (nie ma obowiązku, żeby to była firma zewnętrzna), czyli takie i takie, a także TBS-y. Polska nie jest przeciw ekologii, ale zawsze co jakiś czas sprawdza i potwierdza własną suwerenność; jak nie ma czym, to nawet sprawą węgla. O wolności natomiast trzeba pamiętać, że jej naturą jest jej ograniczony zasięg: żeby dostać się do własnej nieruchomości, trzeba jakiś czas jechać drogą gminną.

góra strony

Lubienie ludzkiego ciała

Lubienie ludzkiego ciała (własnego, cudzego) w chrześcijaństwie jest oczywistością, do której faktycznie niektórzy dochodzą po wertepach z własnych lub cudzych błędów, ale na pewno chrześcijaństwo nie proponuje konfliktu pomiędzy ciałem a duchem. Czymś zupełnie innym jest cielesność, którą z kolei na pewno należy przezwyciężyć lub porzucić, ale pandemia pokazała, że wciąż mało ludzi, i to wierzących, dobrze rozumie o co w tym chodzi. Zachęta do tego przezwyciężenia lub porzucenia absolutnie nie jest zachętą do jakiś spirytyzmów, czyli do odrzucenia ciała (własnego, cudzego), ponieważ chodzi w niej, właściwie tylko, o nawrócenie z grzechów, i to właśnie przeciwko ciału ludzkiemu (rozumianemu jako soma oczywiście), czyli np. z grzechu obżarstwa, pijaństwa, nieczystości, lenistwa. O to w tym chodzi, a nie o oderwanie od ciała, co proponują czasem lub często (tego nie wiem) niechrześcijańskie medytacje. Chrześcijaństwo nie ma konfiktu z ciałem!, ale z cielesnością. Nie można porzucać w kościele własnego ciała nie nakładając sobie na twarz maseczki, jeśli to nas obowiązuje i rzeczywiście znacznie zmniejsza ryzyko zachorowania na covid-19, ponieważ właśnie roztropna troska o swoje (i cudze) ciało, czyli zakładanie masek i dystans społeczny, daje prawo myśleć o przyjaźni ze Zbawicielem, a nie coś innego. Ciało soma, jest darem, jak życie; trzeba je przyjąć, lubić i pielęgnować (notatkę tę napisałam 4 września 2020 r, RK).

góra strony