Szkoła bycia pro-vie, albo: w jaki sposób 2+2 może być równe 70?

School of saying yes to human life

École de dire oui à la vie humaine

Content marketing tematyczny

Content marketing dla Ciebie

Informacja o plikach cookies

Regulamin usług

Polityka prywatności

Zapytaj o ofertę

Uwaga! Strona pro-vie.pl jest przeznaczona dla osób dorosłych; miejscami zawiera treści trudne intelektualnie, które tworzę z myślą o osobach dorosłych, czyli nie dla dzieci. Także dlatego, że nie mam uprawnień pedagogicznych, co oznacza, że moje sposoby wyrażania się nie uwzględniają tych umiejętności w przekazywaniu wiedzy, których wymaga relacja z dziećmi.

Flaga Włoch Flaga Polski Flaga Niemiec Flaga Francji Flaga Wielkiej Brytanii Flaga Szwecji Flaga Czech flaga Ukrainy

Godność minus trzecia: prawo do nawrócenia

wyżej

Tylko prawo do nawrócenia sprawia, że godność ludzka wytrzymuje jej własne dno.

Tak niskie miejsce startu nic nie ujmuje z wolności: ilość szczebli drabiny musi wydawać się wyzwaniem, nie ma sensu zostawać i nawet nie spróbować wyjść choćby na powierznię. To raptem trzy-cztery kroki. Nie, to nie schody, ale drabina, więc trzeba się chwycić dłońmi wyżej. Jeśli się chwycisz prawa do ratunku, ktoś ci na pewno pomoże. Chyba, że widzisz tę drabinę inaczej.

Problemy z rozumieniem pojęcia prawdy

Istnienie różnych koncepcji prawdy tworzy nowe problemy. Filozofowie i naukowcy na przestrzeni wielu wieków definiowali pojęcie prawdy. W książce Negocjacje i mediacje w sferze publicznej można znaleźć wzmianki o kilku naukowych jej koncepcjach. Pytanie: „Kiedy mamy do czynienia z prawdą?” tworzy intelektualny dyskomfort, który domaga się uczciwej odpowiedzi. Z kilku przedstawionych definicji wynika coś zupełni  zaskakującego: koncepcja Arystotelesa nie podoba się, ale trzyma się najlepiej. W definicji P. Grice'a na pierwszy plan przedostaje sie potrzeba relacji i marzenie o przekraczaniu rozumu (prawda jest tam, gdzie jest coś więcej niż tylko rozum). Prawda więc wydaje się być tam, gdzie można oddychać rozrzedzonym tlenem, na jakimś Mont Evereście więc, ale pod warunkiem, że himalaista nie wyjdzie tam sam. Następna koncepcja prawdy mieści się w innej jeszcze hierarchii wartości, w uznaniu, że prawda wymaga harmonii, a więc nie istnieje w próżni. Bliskie definicji Arystotelesa wydaje się być ujęcie prawdy w świetle praktycznych czegoś konsekwencji. To jest prawdą, co jest skutkiem jakiejś przyczyny. Ostatnia przedstawiona definicja prawdy ujawnia się w umowie społecznej, gdyż tworzy ją zgoda jakiejś grupy ludzi co do niej samej, jeśli ludzie ustalą, że to a to faktycznie nią jest. Z tych kilku definicji prawdy wynika, że do prawdy najlepiej podejść z pomocą filozofii.

Prawda jest niezbędna, żeby można było rozpocząć własny proces nawrócenia, ale sama prawda nie wystarczy. Potrzeba więc... łez, czyli jakiegokolwiek odruchu ludzkiego serca, który ma szanse sprawić, że zaraz potem pojawi się prawdziwy żal. Żal jest konieczny, żeby zacząć własne wstawanie po jakiejś moralnej katastrofie, gdyż właśnie żal jest dowodem, który da się przyjąć, na pragnienie nawrócenia. Jeśli ktoś rzeczywiście chce się nawrócić, ma szanse na przebaczenie, gdyż chce je przyjąć. Właśnie taki początek drogi nawrócenia jest zawsze najlepszy. W zwykłym życiu skonfrontowanie z własnym osądem różnych definicji prawdy i zgoda na prawdę tworzą różne konkrety, np. umożliwiają rozwiązywanie konfliktów z pomocą mediatora.

M. Tabernacka, Negocjacje i mediacje w sferze publicznej, Warszawa 2018, s. 218–219.

Poszukiwanie pełni szczęścia

25 października 2022 r.

W jakimś większym podsumowaniu nawrócenie (prawdziwe) dotyczy zgody na bycie szczęśliwym. Dopiero ta zgoda sprawia, że można zobaczyć jakiś większy odcinek drogi: być szczęśliwym jest OK, 'ale jak?' oraz 'ale z kim?'. Najwięcej ludzi marzy o szczęśliwym związku, następnie o może jakichś dzieciach, jako owoc takiego związku (dzieci adoptowane zazwyczaj są owocem-świadectwem większej miłości małżeńskiej ich rodziców adopcyjnych; takiej, która chce mieć przy sobie żywe jej świadectwa), a następnie o dość dużej ilości pieniędzy w sytuacji bycia maksymalnie długo zdrowym (zwykle także chcemy, żebyśmy byli postrzegani jako tzw. normalni, ale wyłamują się z tego chcenia ekscentrycy). Ale co to jest ta pełnia szczęścia? Po pierwsze rzeczywiście jakaś prawdziwa czegoś pełnia. Z prostszych rzeczy pełnię może stanowić codzienne zadowolenie z życia, które ma właśnie swoją pełnię, tzn. w ogóle nie ma problemu, że go brakuje. Może czasem chodzić o pełną lodówkę, ale taka pełnia jest potrzebna tym, którzy już się zetknęli z sytuacją braku jedzenia i odczuli osobiście głód. Teraz bardzo dużo osób ma deficyt poczucia bezpieczeństwa co do odczucia ciepła. Tu już nie ma pełni. Chciałabym skrócić te różne myśli o pełni szczęścia i odrazu zauważyć te pełnie, które są dla nas najważniejsze, czyli te, których osiągnięcie staje się możliwe tylko po podjęciu jakichś wiążących, bardzo poważnych decyzji. Po zaręczynach (po oficjalnej decyzji kobiety i mężczyzny o wstąpieniu w związek małżeński), czyli w czasie oczekiwania na ślub, jeszcze marzenia kreują wyobrażenia o wspólnej przyszłości. Ale potem, czyli po ślubie, można (trzeba) oczekiwać jakiejś pełni, albo — pewnie lepiej powiedzieć — jakichś różnych pełni na nowym (małżeńskim) życiowym horyzoncie, które potrzebują czasu, żeby okazało się na czym polegają. Chodzi w tym wszystkim o to, że albo to się układa bezbłędnie, albo coś jest źle. Nawet jeśli mąż i żona bardzo się starają. Nie ma pełni, a cierpienie (wspólne czasem) okazuje się coraz większe. Warto dociekać, gdyż stawką jest... dziewiczość. To, co pierwsze obiektywnie ma zawsze większą wartość (pierwsze, czyli obiektywnie i subiektywnie najlepsze), niż drugie, trzecie, czy dziesiąte (chodzi tu o zdrady i związki nieformalne). Pierwsze nie jest zdewaulowane (prawdziwe pierwsze nie jest ciężkim grzechem, a wzorcowe pierwsze to małżeństwo, które wcześniej było narzeczeństwem żyjącym z własnej woli, w podjętej świadomie decyzji o czystości przedmałżeńskiej), ale 10-te bardzo. Tak się to dzieje. Warto więc trzymać się tego, co pierwsze, a nawet do pierwszego wrócić (uwaga! to może oznaczać tego samego człowieka, ale nie musi). Chyba, że ktoś się ewidentnie pomylił, lub został wprowadzony w bardzo poważny błąd. np. błędem Freuda, czyli wmówieniem, że jest zdrowy, jeśli śnią mu się ołówki, długopisy i flamastry, i wie co to dla niego oznacza. Wtedy pierwsze w ogóle nie zaistniało. Dopiero trzeba zacząć wszystko od nowa i ustalić co lub kto ma być tym pierwszym. W tak uczciwym podejściu czasem się okazuje, że Pierwszym w życiu ma być dosłownie Pan Bóg. Wtedy istnieje domniemanie, że może chodzi o powołanie (dla mężczyzn: do kapłaństwa służebnego; dla kobiet: do życia konsekrowanego). Jeśli powołaniem okazuje się małżeństwo (mam na myśli małżeństwo sakramentalne), mąż i żona wzajemnie obdarzając się miłością wystarczają sobie. W żadnym razie — z przeproszeniem oczywiście — nie przedostają się jeden przez drugiego w jakieś dalej. Wystarczają sobie nawzajem. Kto „przelatuje” dalej, nadal szuka jakiejś pełni, czyli nie znalazł jej w małżeństwie. Taki człowiek może być pełen dobrej woli i równocześnie mieć nieważnie złożoną sakramentalną przysięgę małżeńską. Można powiedzieć zabawnie, że taki człowiek nie ma poczucia, że ma dom, więc w ogóle nie nosi papuci (nawet mu na myśl nie przychodzi, że powinien je mieć, a ona mu ich wcale nie kupuje). On, czy ona, chce iść dalej, szukać obiecanej pełni. I to jest bardzo OK znaleźć taką bardzo trudną prawdę, gdyż to jest znalezienie prawdziwej prawdy. Prawdy się nie odrzuca tak samo jak nie odrzuca się prawdziwej miłości. Cóż z nią więc trzeba zrobić? Jeśli ktoś jej zaprzeczy, może na zawsze żegna się z dostępem do przeznaczonej dla niego (czy dla niej) pełni w życiu doczesnym (pełnia w niebie jest daleko pełniejsza od najpełniejszej pełni w życiu doczesnym i chcemy jej też; w tym sensie pozostajemy wdrodze nawet żyjąc wpoczuciu pełni w małżeństwie sakramentalnym). Kochając więc męża jego żona ląduje w jego pięknie, a nie w wyobrażonym „kosmosie”. Tak samo mąż. I to jest pełnia ich szczęścia. To nie znaczy, że nic więcej się im nie należy, ale że dosłownie to jest ich prawdziwa pełnia szczęścia, oni sami dla siebie nawzajem, a nie jakieś dwa osobne odloty. Dlatego osobom świeckim żyjącym w małżeństwie sakramentalnym chodzenie do kościoła wydaje się obowiązkiem, a nie pełnią, że pełnią są sami dla siebie, a Pan Bóg im w tym błogosławi. Dlatego potrzeba prawdziwych powołań do kapłaństwa, żeby różne pary małżeńskie mogły czerpać z ich posługi mówienia i przypominania, że kiedyś, choć teraz wydaje się to kompletną abstrakcją, wyruszą w kolejny etap duchowej drogi. Na przykład: żony, owdowiałe, czasem odkrywają powołanie do życia konsekrowanego w stanie wdów konsekrowanych. Mężowie, zwłaszcza majętni, zdarza się, że otrzymują zgodę żon, uposażają żony i swoje dzieci, i zostają zakonnikami.