Standardy cywilizacyjne: uszkodzenia systemami totalitarnymi

Uszkodzenia systemem totalitarnym z lewej strony

Po pierwsze trzeba/warto pamiętać, że nie są to uszkodzenia naturalne, ale powstałe w wyniku działania jakiejś zamierzonej destrukcji, czyli nadnaturalne (lub można też powiedzieć: przemocowe), która nie jest typowym podbojem, ale siłą niszczącą dużo więcej obiektywnego dobra, więc zawsze wymagają naprawy. Standard cywilizacyjny ujawnia się w relacji osób różnych cywilizacji (jak wiadomo mówimy w 'Szkole bycia pro-vie' o trzech cywilizacjach), ale kto chce się o tym przekonać osobiście bywa, że trafia na przeszkody. Pojawia się jakiś trudny do pojęcia dystans, który uniemożliwia spontaniczne wyrażanie szacunku z głębi serca (tworzy się jakaś relacyjna maska na ten temat). Jak sobie z tym radzić? Łatwo o przykład dotyczący cywilizacji konfucjańskiej: boimy się Chińczyków, gdyż trudno się ich nie bać, ponieważ trafiamy na to uszkodzenie, które nie pozwala nam się ich nie bać. Co trzeba więc zrobić w tego typu trudnościach? Przypomnieć sobie... chińską porcelanę. Jaka jest delikatna i krucha, i kiedy została wynaleziona. Przez kogo, wszyscy wiemy: Przez Chińczyków właśnie, niezniewolonych systemem totalitarnym.

Wszędzie, gdzie był (lub wciąż jest) jeden z trzech systemów totalitarnych istnieją spowodowane nim poważne uszkodzenia, które jednak na pewno można rozpoznawać, a często też usuwać.

Uszkodzenia trzecim typem systemu totalitarnego

Te uszkodzenia dotyczą w największym stopniu przekierowania pragnienia osobistego rozwoju (ludzkiego pragnienia dojrzewania moralnego) najpierw do rzeczy niepotrzebnych, a następnie ewidentnie szkodliwych. Ludzie uwiedzeni rzekomo nieograniczonymi możliwościami własnego umysłu grzęzną w źle (wadliwie) pojmowanej twórczości i dochodzą do wniosku, że rzeczywistość jest tym, co oni sami myślą o rzeczywistości, gdyż oni ją kreują. Na dodatek wydaje się im, że myślą podobnie jak Platon, więc „bez wątpienia doskonale”, zatem samorozwój ma swój koniec, więc po czasie trudu można przesiąść na jakąś własną „małą stabilizację”: najlepszą figurą jest koło czy kula, wiadomo od starożytności, więc po co iść dalej, jeśli się już tę formę zaakceptowało? Trzeba zatem tak żyć i taki mieć obraz świata, żeby siebie zamknąć w abstrakcyjnych figurach jak najbardziej przypominających figury doskonałe (linie w sztuce dobrze to wyrażają, gdyż stają się amebiczne, w miejsce prostych i kantów). Ten szczyt egotyzmu zapakowany w techniczne, coraz to inne gadżety wydaje się być sensem tej nierozpoznanej w porę, redukcyjnej wartości, przez to myślą, iż wierzą w jakieś prawdziwe dobro, może nawet w Boga (od czasu do czasu próbują więc nawet tego: relaksować się klęcząc przed Najświętszym Sakramentem w kaplicach adoracyjnych). Jednak tylko pod tym warunkiem, że sami go sobie wymyślą. Tym samym następuje w nich samych cicha katastrofa moralna, która polega na samozamknięciu w myśleniu magicznym: „to mam i taki mam świat, co i jak sam pomyślę”. Koniec transcendencji uznają za swoje zwycięstwo. Totalna samotność każe im następnie wierzyć, że mają jakiekolwiek relacje, gdyż otacza ich dużo ludzi, ale ich nie mają. Tworzą więc domy całe ze szkła (zamiast domów całych bez barier [nie tworzą sposobów pomagania w jakimś prawdziwym ludzkim nieszczęściu, tylko to, co pozwala im kompensować ich nerwicę, a tę nerwicę w ten sposób pokonuje tylko urojenie, które następnie jest... wypierane]), żeby codziennie siebie samym zapewniać, że nie są sami, bo jak można uważać siebie za samego, jeśli się wciąż widzi innych. Ich myśl opiera się jednak nie na samym, uczciwie formowanym rozumie (jak w filozofii klasycznej), ale na wadliwej pracy rozumu, gdyż nie może rozum pracować dobrze, jeśli przy tym raz po raz myśli magicznie, przegrywa więc nawet ze starożytną filozofią, aż w końcu staje się kuglarstwem. Uwiedzeni immanencją, gdyż się wcale i nigdzie nie modlą, a tylko się relaksują.

RK

powrót do drabiny IV